Kiedy wyobrażam sobie mój powrót do zdrowia, kiedy zamykam oczy i pozwalam, by jego ewolucja wypłynęła na powierzchnię, wyobrażam sobie prosty wykres, ujawniający dobrze rozpoznawalny kąt. Zaczynając od centralnej osi i kontynuując stale pod kątem 45 stopni. Zawsze wznoszący się.
Wykres ujawnia serię prób pokonania przeszkód. Dokumentuje serię z trudem wywalczonych rozwiązań. Niektóre działały przez chwilę, a potem słabły. Inne dostarczały trwałego wglądu, dobrego samopoczucia, które definiowało moje życie. Niezależnie od tego, do jakiej kategorii należały, postrzegane jako sekwencja, próby te poprowadziły mnie na celową ścieżkę. Formacja kroków, na które mogę liczyć.
*
Trauma i samotność przeplatały się przez całe moje dzieciństwo, tworząc węzły zagubienia i niepokoju. Byłam tak młoda, że nie miałam narzędzi do komunikacji, do konfrontacji z lękami i stresem określającym tamte lata. Kompulsywne zachowania, które pojawiły się później, były w rzeczywistości próbą uporządkowania spraw, przetrwania sytuacji nie do zniesienia. Rozwijały się w atmosferze izolacji, kwitły w mrocznych miejscach jako źle zinterpretowane źródło światła.
Jako małe dziecko, rozwinąłem przytłaczający strach przed ciemnością, spędzając wiele nocy bez snu obok mojego nieświadomego rodzeństwa. Otoczyłam się wypchanymi zwierzętami, tworząc towarzystwo chroniące.
Każdej nocy zmieniałem swoich towarzyszy, gwarantując, że każdy miał swoją kolej u mojego boku. Nikt nie został pominięty. Nikt nie był uprzywilejowany. Nikt nie pozostawał w potrzebie.
Z czasem poczułem się uduszony przez ich rosnącą liczbę. Moje łóżko stało się przepełnione. Nie było już dla mnie miejsca. Ich obecność nie dawała mi już ukojenia, ale potęgowała mój dyskomfort. Moje rozwiązanie działało, dopóki nie przestało działać.
*
Wtedy pojawiło się inne rozwiązanie. Zacząłem grać muzykę w bardzo młodym wieku. Zostałem doceniony za moje zdolności. Muzyka zawsze była moją najwygodniejszą formą wyrażania siebie. Jednak nie mogła ona zastąpić mojej przemożnej potrzeby rozwoju głosu. Pragnąłem jednoznacznych słów, które mogłyby wyrazić moją złożoną rzeczywistość, moją plątaninę myśli. Słów, które mogłyby wyrazić przeciwności losu i moją misję ich pokonania.
W miarę postępów w nauce muzyki okazało się, że dominującym kryterium jest perfekcja, co wywołało kompulsywne podejście do moich ćwiczeń. Bez względu na to, jak dużo ćwiczyłem, nigdy nie wydawało się to wystarczające. Przestało to być rozwiązaniem, przestało dawać pocieszenie.
*
We wczesnym okresie dojrzewania moje kompulsywne zachowania znalazły alternatywny punkt ciężkości. Odczuwałem coraz większy niepokój, strach przed przyszłością, przed staniem się dorosłym. Czułem, że nie mam żadnego przewodnika, żadnego pozytywnego wpływu, który mógłby rzucić światło na moją drogę. Wolałam świat, jaki znałam, niż zapuszczać się na nieznane terytorium bez mapy. Wpadłam w zaburzenia odżywiania, próbując zatrzymać swój rozwój fizyczny, uciec od tego, co wydawało się nieuniknione.
W tym czasie moje szczególne zaburzenie odżywiania nie było powszechnie omawiane. Myślałam, że to moje osobiste rozwiązanie na moją specyficzną trudną sytuację. Sposób na życie poza regułami. Twierdzenie, że mam jakąś kontrolę, choć sfabrykowaną, nad tym, co nadal było nie do opanowania.
Ponad dziesięć lat zajęło mi uznanie mojej choroby za problem. Uświadomienie sobie, że inni znaleźli to samo zniekształcone rozwiązanie.
Przez serię przypadkowych spotkań odkryłam wspólnotę dla osób z zaburzeniami odżywiania. Znalazłam wspólnotę, która podzielała moje obawy. W najmniejszy sposób poczułam się odmieniona, moja droga rozjaśniła się. Zaczęłam zrzucać z siebie odpowiedzialność za branie wszystkiego w swoje ręce, zdając sobie sprawę, że nie wszystko mogę naprawić. Dzieląc się na spotkaniach, zapoczątkowałam swoją podróż w kierunku odzyskania głosu.
Przyszedłem rozpoznać wyższą siłę, moją pierwszą w ewolucji wyższych sił. Rozpoznanie, że bezwarunkowa akceptacja od mojej wyższej siły jest prawem do urodzenia, a nie przywilejem.
Zapisałem swoją przemianę, wyobrażając sobie siebie w heroicznej podróży. Podróżującego przez cierpienia w nadziei na jaśniejszą przyszłość. Bohatera w epickiej tradycji. Moje uzdrowienie znalazło odzwierciedlenie w moich ówczesnych pismach, które przybrały formę alegorii. Jedna historia w szczególności przedstawiała moje poszukiwania, Zapomniany człowiek.
Był kiedyś człowiek o bardzo złej pamięci.
Pewnego dnia poszedł do lekarza i powiedział: "Doktorze, żyję już wiele lat, ale nigdy nie uczę się na swoich błędach. Wpadam na ten sam problem, nie pamiętając dawnych środków zaradczych".
Lekarz kazał mu kupić zwykły zeszyt i wrócić w następnym tygodniu.
W następnym tygodniu zapominalski wrócił ze swoim nowym zeszytem. Lekarz zasugerował, aby szczegółowo zapisał swoje codzienne doświadczenia i wrócił w następnym tygodniu. Zapominalski zgodził się i sesja się zakończyła. Nie powiedział lekarzowi, że nie wie, jak pisać, albo, prawdę mówiąc, zapomniał.
Wszystko zaczęło się późną wiosną, gdy zapominalski znalazł się w środku dziwnie pięknej chwili. Kwiaty kwitły, a osły pasły się w wysokiej, kołyszącej się trawie. Powietrze wypełniało go na wskroś. Nie potrafił określić, gdzie kończą się jego palce, a zaczyna popołudnie.
Obawiając się utraty nowo zyskanej lekkości na rzecz głębszych, ciemniejszych dredów, rozpaczliwie wyjął notes. Wyrwał pustą stronę, trzymał ją wysoko nad głową na niebie z widokiem na dolinę, po czym szybko złożył, aż była na tyle mała, że zmieściła się w kieszeni. Kiedy wrócił do domu, umieścił złożoną kartkę w pudełku po butach pod swoim łóżkiem. Tej nocy czuł się bezpieczniej, gdy spał.
Kilka dni później zatelefonowała do niego matka. Zapomniał o urodzinach babci i był jedyną osobą nieobecną na przyjęciu. Zapominalski natychmiast wysłał babci osiemdziesiąt pięć żółtych róż. "Ile razy te kwiaty były wysyłane, a ja nadal zapominam!" płakał, zakrywając twarz rękami.
Bez zastanowienia wyrwał kolejną stronę z notesu i ostrożnie wystawił ją na ciemne, zamknięte powietrze swojego małego pokoju, złożył, najpierw na pół, potem na ćwiartki, potem na ósemki, włożył do pudełka po butach i zasnął. Rano głowa bolała go lekko, ale zapomniał o pudełku pod łóżkiem.
Zapominalski mężczyzna nadal zbierał zarówno radosne, jak i przygnębiające wydarzenia ze swojego życia, przechowując je wszystkie pod łóżkiem, nie zauważając, że stał się swego rodzaju kolekcjonerem. W końcu, pewnego dnia, kiedy najbardziej tego potrzebował, zrozumiał.
Był krótki dzień w połowie lutego. Słońce zaczęło już zachodzić, gdy zapominalski znalazł się w nieznanej mu dotąd części miasta. Próbował podążać za znakami ulicznymi, ale te wydawały się być napisane w obcym języku, niezrozumiałymi literami, co prowadziło go w kółko, coraz głębiej i głębiej w zamęt. Ulice wiły się jak węże pod lekkim deszczem. Zapomniał parasola.
Godziny później, po pozornie niekończących się próbach i kłopotach, dotarł do domu. Gdy otworzył drzwi do swojego jednopokojowego mieszkania, wszystko wirowało w nowości. Widział rzeczy, których nigdy wcześniej nie widział: delikatny kwiatowy nadruk na wyblakłej zasłonie, złoty wzór na ramie obrazu, krzywiznę kranu, gdy trzymał ostatnią kroplę wody w zawieszeniu bez tchu, i szary karton pod małym, nieposkładanym łóżkiem.
Wyciągając zakurzone pudełko, znalazł je wypełnione złożonymi kartkami papieru. I wtedy, przypomniał sobie.
Rozłożył pożółkłe strony i powiesił każdą z nich na sznurku do wieszania ubrań przechodzącym przez jego pokój. Powoli, z pewnością, zaczęły pojawiać się obrazy: osiołek szumiący na wietrze, osiemdziesiąt pięć żółtych róż, plażowy parasol, ale tak jak powoli każde wspomnienie się ujawniało, tak powoli uciekało, spływając po papierze i kapiąc, w żywych kolorach, na podłogę.
Znów kartki wisiały puste, ale na środku jego pokoju pozostało mieniące się jezioro, piękne i niebieskie. Każdego ranka mężczyzna z przyjemnością brodził w jego wodach, a często stał spokojnie na jego środku.
W końcu, po wielu spotkaniach i telefonach zaufania, po wielu medytacjach i przemyśleniach, znalazłem abstynencję. Albo to ona znalazła mnie. Kiedy najmniej się tego spodziewałem, wciąż głęboko w moich zmaganiach, mój przymus został zniesiony.
Dowiedziałam się, że moje zaburzenie odżywiania nie było osobistym rozwiązaniem mojej specyficznej sytuacji, ale zagrażającym życiu uzależnieniem. Podczas gdy moja świadomość została poszerzona, nigdy nie próbowałam metodycznie pracować nad krokami. Kontynuowałam pracę poza schematami. Bałem się ustalonych zasad i procedur. W rezultacie pewne kluczowe elementy, które wywołały moje uzależnienie, pozostały nierozwiązane.
*
Wkrótce po odnalezieniu abstynencji, piękne rzeczy zaczęły wypełniać moje życie. Poznałem mojego obecnego partnera i założyliśmy rodzinę. Przeprowadziliśmy się do innego kraju, do odległej wioski, gdzie nie było żadnych programów dwunastostopniowych, a przynajmniej żadnych, w których czułam się wystarczająco anonimowa. Skupiłem się na moim Qigongu i praktyce siedzącej medytacji, zarówno ćwiczeniach w bezruchu jak i w ruchu. Czytałam literaturę dotyczącą dwunastu kroków, ale także skupiłam się na literaturze sugerowanej przez mojego nauczyciela medytacji, znajdując wiele powiązań między moją praktyką medytacyjną a moim rozwijającym się powrotem do zdrowia.
*
Wśród ćwiczeń Qigong, które praktykowałem, jako nieocenione okazały się medytacje chodzące i stojące.
Chodzące medytacje obejmują chodzenie do tyłu i do przodu z różnymi ruchami ramion i świadomymi wzorcami oddechowymi. Intencja jest świadkiem bezruchu wśród ruchu.
Medytacje stojące zakładają określone postawy, także ze świadomym oddechem. Intencją jest obserwacja ruchu w bezruchu.
*
W mojej praktyce medytacji siedzącej, to co było najbardziej odkrywcze to poczucie zaprzyjaźnienia się z samym sobą. Obserwując ruch moich myśli, inicjując znajomą świadomość moich wewnętrznych narracji, zaczęłam rozwijać bardziej wytrwałą i tolerancyjną samoocenę podczas doświadczania różnych zmagań w moim życiu, pośród nieprzewidywalnych, zwykłych doświadczeń.
Ten świadomość ostatecznie lessened mój wewnętrzny chatter, tworzył więcej przestrzeń. Byłem sprawnie włączać medytacyjne techniki przez mój dzień. Tkający przez spotkania i misencounters. Znajdujący spokój wśród działań które definiowali mój życie. Stopniowo rozpoznawać nawykowe wzory reakcji i działania.
Medytacja okazała się procesem transformacyjnym, zasiewając nasiona głębokiego poczucia lojalności i zaufania do siebie. Mogłam zacząć dekonstruować moje destrukcyjne narracje i obserwować to, co wcześniej mnie zaślepiało. Zacząć puszczać leżący u podstaw lęk.
*
Moja rosnąca rodzina jeszcze bardziej rozproszyła moje kompulsywne zachowania, zakorzeniła mnie w teraźniejszości przez niezaprzeczalne potrzeby chwili.
Uczyłam swoje dzieci od podstawówki do szkoły średniej. To było ćwiczenie w wytrwałości. W cierpliwości. Ćwiczenie w rozpoznawaniu tego, co działa, dopóki nie przestanie działać. Nie jest już produktywne. Kiedy jedno rozwiązanie jest odpowiednie dla jednego dziecka, ale nie sprawdza się w przypadku potrzeb innego.
Po raz kolejny proces ten był wspomagany przez narzędzia, które zebrałem w trakcie zdrowienia. Warstwy lekcji. Zdolność do zwolnienia tempa i słuchania głosu przewodniego poza moim własnym. Proces ułatwiony przez głębokie poczucie uznania i wzajemnego zaufania.
*
Internet wkroczył do mojego życia, gdy miałem prawie czterdzieści lat. To było błogosławieństwo, ponieważ uwolniło mnie od rosnącego wyobcowania od przyjaciół i rodziny. Od mojego miasta, mojego kraju.
Początkowo moje korzystanie było ograniczone przez słabą obsługę i drogie plany godzinowe. Definiowany był głównie przez maile do moich schorowanych rodziców, ponieważ moja mama zachorowała, a rokowania nie były korzystne. Pozwoliło mi to na zmianę mojej nieobecności. Sprawić, że moja obecność będzie odczuwalna, bez względu na fizyczną odległość.
W miarę upływu czasu, mój użytek nadal był ograniczony. Dopiero gdy mój najstarszy starał się o przyjęcie do college'u, zobaczyłem, że moje korzystanie z technologii nasiliło się. Formularze wniosków i pomocy finansowej nie miały końca. Moja misja znalezienia "idealnego dopasowania" zajmowała mój dzień.
Nie uważałbym jednak mojego korzystania z technologii za kompulsywne, dopóki moje dzieci nie wyjechały do szkoły, do innego kraju, na nieprzewidziane okoliczności.
Zaczęłam sprawdzać wiadomości dzień i noc na wypadek, gdyby mnie potrzebowali. Aby upewnić się, że są bezpieczni. Dni spędzałem na czytaniu i słuchaniu wiadomości. To było z dwóch głównych powodów, aby połączyć mnie z szerszą wizją świata, świata, w którym moje dzieci się osiedliły, i aby wypełnić nieznaną ciszę mojego domu. Aby dotrzymać mi towarzystwa.
Po przeczytaniu codziennych wiadomości z różnych źródeł, słuchałem podczas pracy. Słuchałem, gdy gotowałem. Słuchałem, gdy sprzątałem. Słuchałem, gdy spałem. Aż zabrakło dla mnie miejsca.
W ostatnich latach, gdy wiadomości rozwijały się niepewnie, konflikty przytłaczały nagłówki gazet, podstawowe zasady mojego życia były zagrożone, szukałem prawdy w sieci jak wyroczni, jakby mogła mi dostarczyć tego brakującego ogniwa, gdzie wszystko będzie dobrze. Rozszyfrowywałem wiadomości jak osobistą wiadomość. Jakby długo oczekiwana droga wyjścia. Jakby konkretne rozwiązanie egzystencjalnej i nieokreślonej tajemnicy.
Okazało się to po prostu odwróceniem uwagi. Nie było prostego rozwiązania moich poszukiwań. To, czego szukałem, umknęło mi.
Sięgnęłam dna, gdy wiadomości stawały się coraz bardziej intensywne. Osiągnęły swoją własną, niezaprzeczalną kulminację. Czułam się przyklejona do tych źródeł i słownictwa, newscasterów, których poznałam i wyobrażałam sobie, że znają mnie. Nieustannie przeszukiwałam internet w poszukiwaniu możliwej odpowiedzi, rozwiązania na zamęt stanu rzeczy, aż do utraty wzroku.
Zacząłem widzieć podwójnie, w pionie. Nie mogłem chodzić. Miałem problemy z jedzeniem, chyba że zamknąłem oczy. Wpadłem w panikę, myśląc, że mam nieuleczalną chorobę genetyczną, która występuje w mojej rodzinie.
W końcu otrzymałem dobrą radę od tradycyjnego uzdrowiciela. Alternatywne leczenie. Ćwiczenia oczu. Wykonując ćwiczenia, zdałem sobie sprawę, jak ograniczony stał się mój zakres ruchu. Moje oczy były ograniczone do krótkich odległości, ograniczone do widzenia frontalnego, a nie peryferyjnego.
Niekonsekwencją było to, że byłem nieustannie skupiony na wydarzeniach na świecie, z wyłączeniem tych, którzy mnie otaczają lub mojej obecnej rzeczywistości, a jednak moja wizja była ograniczona do najbardziej bezpośrednich zakresów, samoograniczenie, ograniczenie narzucone przez moje uzależnienie od technologii.
Chociaż nie cierpiałem na chorobę genetyczną, której się obawiałem, to jednak miałem chorobę, która wymagała uwagi. Rozpoznałem, że po niepotrzebnym i kompulsywnym korzystaniu z technologii doświadczałem tych samych lekkich mdłości, które towarzyszyły mojemu wcześniejszemu uzależnieniu. To sygnalizowało potrzebę. Zmuszało mnie do przypomnienia sobie. Do ponownego zebrania uświęconych czasem narzędzi.
Wiedziałem, że moje życie jest nie do opanowania. Wiedziałem, co muszę zrobić, ale wymagało to pewnych badań. Kilka początkowych błędnych kroków, zanim znalazłem pokoje ITAA.
*
Tym razem są dwie główne różnice w moim powrocie do zdrowia.
- Codziennie pracuję na schodach.
- Nauczyłem się modlić.
Początkowo trzymałem się prostego założenia. Uczestnictwo w 90 spotkaniach w ciągu 90 dni. Słuchanie i dzielenie się.
Po początkowych 90 dniach uczestniczyłem w warsztatach krokowych, a wkrótce potem w kolejnych. Praca nad krokami była dla mnie niezwykle trudna. Mniej chodziło o abstynencję, bardziej o głęboki powrót do zdrowia. Prześledzenie tego, co doprowadziło mnie do uzależnienia i zobaczenie jego reperkusji w moich codziennych działaniach lub braku działań.
Wróciłam do pojęcia zadośćuczynienia. Podchodząc do tego z kreatywnością i współczuciem. Tworząc bezpieczne przestrzenie do inscenizacji zjazdów. Kiedy spotkanie nie było możliwe do zrealizowania w bezpieczny sposób, wyobrażałam sobie podobne sytuacje, przyszłe sytuacje i to, jak mogłabym je rozegrać w życzliwy sposób. Szukałam żyznego gruntu, na którym mogłabym zacząć od nowa bez ryzyka dalszego krzywdzenia innych lub siebie. Zaczęłam również pracować nad sposobami zadośćuczynienia tym, których już nie ma wśród nas.
Po krótkim czasie pobytu w programie zniesiony został mój przymus korzystania z dna: słuchania, czytania lub oglądania wiadomości.
Moje postrzeganie siły wyższej również uległo zmianie. Teraz wyobrażam sobie zespół sił wyższych, podobny do różnorodnych członków w pokojach ITAA. Każdy z nich ma niezwykłe zdolności, poświęcenie i unikalny dar. Gdybym tylko pamiętał. Jeśli tylko znajdę pokorę, by poprosić o pomoc.
Podczas gdy moja praktyka medytacyjna dojrzewała, zdałam sobie sprawę, że nigdy nie nabrałam zaufania do modlitwy. Musiałam skupić się na modlitwie z podejściem, które odzwierciedlało moją rozwijającą się duchowość. Zwracając się do bardziej życzliwego, empatycznego źródła mądrości.
Napisałem własne proste modlitwy, na te dni, w których spontaniczne słowa mi umykały. Poniższa modlitwa jest jedną z tych, do których często się zwracam:
Obym szedł spokojną ścieżką.
Niech kompulsywne myśli znikną z mojego umysłu
Jak mgła z wody stojącej.
Niech połączę się z moim otoczeniem
Z tymi, którzy mnie otaczają.
Niech nasza rodzina doświadcza dobrobytu
Cokolwiek zdecydujemy się zrobić
Gdziekolwiek zdecydujemy się być
Niezależnie od tego, z kim zdecydujemy się być.
Niech nasza miłość przetrwa odległość. Nieporozumienie.
Niech nasze ogrody nadal prosperują.
Nasze ciała nadal się rozwijają.
Niech nasze cierpienie
Być przejrzystym w swoim nauczaniu
Rozpoznanie swojej mądrości
Z odwagą i spokojem.
*
Czasem jeszcze potrzebuję przypomnienia.
Tworzę ołtarze w strategicznych miejscach, ołtarze bez przynależności religijnej. Po prostu symboliczne przedmioty mające na celu utrzymanie mnie w obecności. Utrzymać mnie na ziemi.
Mam ołtarzyk, na którym medytuję. Na biurku, towarzyszącym mojemu komputerowi, gdzie piszę. Na moim stole kuchennym. W moim studiu muzycznym. W moim ogrodzie. Przy moim łóżku.
Są one ułożone z pamiątek po podróżach moich dzieci. Wazon. Kwiat od mojego partnera. Wybrane zdjęcia. Świece i kadzidła. Gorąca filiżanka herbaty.
Przypominają mi, co jest ważne. Co nie jest.
Przypominają mi o tym, że mam się zadowolić mądrością
zanurzyć się głębiej w akceptacji
rozpoznać, co jest potrzebne
wyczarować pokorę, by prosić o pomoc
od przyjaciół, rodziny, wspólnoty
moje wyższe moce.
Przypominają mi, że nie jestem sam.
choć nadal mogę bać się ciemności.
Jestem częścią czegoś niezmierzonego
bezgraniczny
daleko poza
co mi przeszkadza.
Ostatnia aktualizacja strony: wrzesień 3, 2023